W czasie gdy pracowałam w biurze Oriflame nasłuchałam się,
że jaki ten kremik jest cudowny, wspaniały, normalnie lek na całe zło. Możemy
go dostać w kilku wersjach – klasycznej, waniliowej, wiśniowej, czekoladowej
(które miałam), a także karmelowej, migdałowej i kokosowej.
Pomiędzy wersjami, które miałam nie zauważyłam różnicy
większej niż inny zapach. Jednak inne wersje miałam daaaaawno temu, to dziś
skupie się na wersji waniliowej oraz wiśniowej.
Opakowania są proste i na swój sposób urocze. Mieszczą 15 ml
produktu, z wydobyciem nie ma większych problemów. Higieniczne, to to nie jest,
ale do domu/pracy dla mnie jest w porządku.
Wersja waniliowa cudownie pachnie, słodziutko, ale nie mdło.
Pachnie trochę jak budyń albo inny słodki krem.
Skład wersji waniliowej: petrolatum, caprylic/capric
triglyceride, paraffinum liquidum, cera alba, paraffin, acetylated lanolin,
cetyl alcohol, parfum, tocopheryl acetate, propylparaben
Wersja wiśniowa pachnie jak wiśniowy kisiel, czkolwiek na
końcu jakiś chemiczny smrodek.
Skład wersji wiśniowej: petrolatum, caprylic/capric
triglyceride, paraffinum liquidum, cera alba, paraffin, acetylated lanolin,
cetyl alcohol, parfum, tocopheryl acetate, glyceryl caprylate.
Produkty stosuję jako balsamy do ust – w tej roli sprawdzają
się w porządku, ale nie pobiją mojego mistrza w tej kategorii, jakim jest masełko
Nivea o zapachu makadamia i wanilia. Trzeba je nakładać często, nie dają
jakiego super efektu.
Podczas pracy w biurze słyszałam, że spokojnie można
nakładać pod oczy! Ja się nie odważyłam.
Jedyny powód dla którego ponownie wyjęłam z szuflady jest
taki, że swoje masełko z Nivea po prostu gdzieś posiałam.
Czy je polecam – nie,
bo nie są tak dobre jak Nivea. Waniliową wersję już wykończyłam, a wiśniową
męczę, niedługo zacznę zakładać na stopy i kupię znowu makadamię!