Rozświetlacze ubóstwiam. Ostatnio pokazywałam Mery
<klik>, moim numerem jeden na wakacje jest ten z limitowanej edycji Essence Circus, mam też inne dwa w kremie.
Dla mnie rozświetlacz to kosmetyk niezbędny, choć
moja cera jest tłusta, to i tak nie lubię efektu matu, ale efekt rozświetlacznia na moim licu
bardzo się podoba.
Dziś mowa o potrójnym rozświetlaczu z Oriflame (18259):
W plastikowym, lekkim opakowaniu mamy 3 gramy produktu, który w moim odczuciu
jest bardzo kiepski. Po pierwsze formuła – taka jakby z plasteliny, ciężko
nabrać odpowiednią ilość, większość ląduje na opakowaniu niż na placu:P Cena to
19,90 w pro.
Co do efektu – jest on bardzo delikatny, sama średnio widzę zastawanie
dla różowej bezdrobinkowej części. Na twarzy widać go 2-3 godziny, potem już
prawie go nie ma. Lipa.
Na zdjęciu ciężko cokolwiek złapać:
Od góry: brąż, róż, beż
Zdecydowanie to nie mój typ, leci do kosza - dałam mu kilka razy szanse, ale to nie jest efekt wow.
Z tego co piszesz konsystencja nieciekawa, ale wygląda dosyć ładnie.
OdpowiedzUsuńNo konsystencja to jakaś masakra:/
Usuńale dziadowaty :P wyrzuć bez bólu :D
OdpowiedzUsuńPoszedl juz do kosza:D
UsuńJa nadal nie mogę się przekonać do rozświetlaczy...może dlatego, że nie cierpię na niedosyt blasku, wręcz przeciwnie, moja mieszana cera hojnie mnie nim obdarza :P
OdpowiedzUsuńJa naturalnego blasku mam po pachy;) ale rozświetlacz to zupełnie inny blask...
Usuń