Dragon 475. Chanel
Kocham czerwienie. Jestem genetycznie skazana na czerwień. Mama nosi czerwoną szminkę i pazurki. Sisi nosi czerwone usta i pazurki. Druga nosi czerwoną sukienkę. Trzecia czerwone włosy. Ja noszę na pazurkach, w płaszczach, szalach, czy bluzkach. Nic nie poradzę.
Lubię też rozpieścić się kosmetykami – kupiłam czerwony lakier Chanel 475 Dragon.
I jestem na nie. Po pierwsze czuje się oszukana w Douglasie – w sklepie lakier wyglądał na piękną, żywą czerwień, w domu okazał się ciemną czerwienią, prawie bordo-wiśnią. Po drugie jestem załamana trwałością – 2 dni to max, niezależnie od ilości warstw, użytej odżywki lub nie, topu czy fazy miesiąca. Pojawiają się odryski nawet po 1 dniu. Po trzecie totalnie odzwyczaiłam się od takich cieniutkich pędzelkach. Zawsze sobie wyjadę na skórki.
Co z tego, że lakier fantastycznie kryje przy pierwszej warstwie, jak za taką kasę (109 zł) muszę malować pazurki co drugi dzień.
Chanel – rozczarowałaś mnie! Zasługujesz na miano bubla roku.
PS. Zdjęć nie będzie na pazurkach, bo pozalewane mam skórki, a nie mam ochoty kolejny raz nim malować. Muszę poszukać dla niego nowego domu.