Na blogu była mała przerwa spowodowana krótkimi wakacjami. Trochę pięknych widoków pokazywałam na Instagramie i tam pisaliście, że liczycie na relacje na blogu. No to jest, ale zaznaczę, że to mój pierwszy podróżniczy wpis, więc proszę o wyrozumiałość. Napisałam wszystko co przyszło mi do głowy, ale jeżeli czegoś nie ma to nie krępuj się pytać.
Zapraszam na relację z wyjazdu do Portugalii - będzie dużo słońca!
Pogoda w styczniu
To pewnie coś co zastanawia najbardziej! Określiłabym ją jako nasz piękny bałtycki maj. Ogólnie chodziłam zazwyczaj na krótkich spodenkach oraz bluzce + momentami kurtce. Gdy nie wiało lub wiatr był ciepły i temperatura była 15-16 stopni to dla mnie było gorąco. Nawet mi dłonie puchły. Gdy przy tej samej temperaturze był chłodny wiatr lub chmury przesłaniały słońce zakładałam lekką kurtkę i na nogach pojawia się momentami gęsia skórka. Jeżeli jesteś stworzeniem bardzo ciepłolubnym to lepiej tam jechać od marca, gdy chcesz tylko trochę zaczerpnąć słońca to zima jest ok.
Miejscowi chodzą w kozakach, kurtkach, czapkach i moje gołe nogi wzbudzały zainteresowanie. Po zachodzie słońca robi się automatyczne 10 stopni mniej i trzeba zdecydowanie ubrać długie spodnie i kurtkę, aby spacerować. Słońce wschodzi przed 8, zachodzi po 18.
Miejscowi chodzą w kozakach, kurtkach, czapkach i moje gołe nogi wzbudzały zainteresowanie. Po zachodzie słońca robi się automatyczne 10 stopni mniej i trzeba zdecydowanie ubrać długie spodnie i kurtkę, aby spacerować. Słońce wschodzi przed 8, zachodzi po 18.
Czy w styczniu można się opalać? Na małej, zamkniętej plaży tak, tak samo na balkonie. Słoneczko przyjemnie grzeje. Ja się lekko opaliłam, również na twarzy (tam miałam SPF20). Mój Luby, który ma inny fototyp skóry drugiego dnia szukał SPF50, bo twarz miał spaloną mimo SPF 20. Lepiej zabrać wyższy filtr na wszelki wypadek, bo tam są drogie (np. 50 ml Garnier SPF50 to ok. 8 Euro, 300 ml Nivea to 15 Euro).
Co warto zobaczyć
Zacznę od tego, że miejsca które wybieraliśmy miały być przyrodniczo ładne. Nie kościoły, pomniki czy muzea. Jechaliśmy nacieszyć się pogodą i pięknymi widokami. Dodatkowo zaliczyliśmy kilka miast i o nich też opowiem, ale je traktowaliśmy po macoszemu.
Faro
Lądowaliśmy w Faro i zatrzymaliśmy się tam na noc, bo zakładaliśmy, że będziemy zmęczeni po podróży. Zmęczeni nie byliśmy, ale zostaliśmy, bo mieliśmy wykupiony hotel. Centrum Faro to urocza mała mieścina: dość wąskie uliczki, płytki na kamieniczkach, kamienna podłoga ułożona we wzory. Taka do przejścia w godzinę, ciężko się zgubić. I mimo że mieścina urocza to zaniedbana. Sporo kamienic jest rozpadająca się, pusta. Doczytałam, że przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, że kiedyś ceny wynajmu w centrum były narzucone przez władzę - nie miały one wartości rynkowej i właścicieli nie było stać na remonty. W efekcie większość miejscowych przeniosła się na obrzeża miasta do nowych osiedli.
W mieście są też dwie mariny - w centrum jest dla motorówek, dalej dla żaglówek. Samo Faro nie leży nad oceanem, aby udać się na plażę trzeba autem pokonać ok. 10 km na półwysep oddzielający Faro od oceanu. Plaża jest tam piaszczysta, bardzo długa, dość szeroka. Przypomina mi nieco bałtyckie, ale piasek jest grubszy i bardziej pomarańczowy. No i największy plus każdej plaży na południu: aby łapać promienie słońca nie trzeba być tyłem do wody!
W naszym odczuciu Faro to miasto fajne na popołudniowy spacer. Można nacieszyć oczy uroczymi, miejskimi widokami, potem jechać na plażę, ale nie warto tam zostawać na więcej niż jeden dzień. Na południu Portugalii jest zdecydowanie więcej piękniejszych zakątków wartych odwiedzenia.
W mieście są też dwie mariny - w centrum jest dla motorówek, dalej dla żaglówek. Samo Faro nie leży nad oceanem, aby udać się na plażę trzeba autem pokonać ok. 10 km na półwysep oddzielający Faro od oceanu. Plaża jest tam piaszczysta, bardzo długa, dość szeroka. Przypomina mi nieco bałtyckie, ale piasek jest grubszy i bardziej pomarańczowy. No i największy plus każdej plaży na południu: aby łapać promienie słońca nie trzeba być tyłem do wody!
W naszym odczuciu Faro to miasto fajne na popołudniowy spacer. Można nacieszyć oczy uroczymi, miejskimi widokami, potem jechać na plażę, ale nie warto tam zostawać na więcej niż jeden dzień. Na południu Portugalii jest zdecydowanie więcej piękniejszych zakątków wartych odwiedzenia.
Praia do Benagil
Imperatywem turystycznym jest jaskinia Benagil, ale niestety nie popłynęliśmy tam, bo fale były za wysokie, odwołali nasz kurs. I chyba się cieszę, bo jak zobaczyłam małą łódkę, duże fale i ogromne skały to trochę mnie to przeraziło, ale przy spokojnym oceanie byłoby pewnie bosko.
Spędziliśmy trochę czasu na plaży i jako, że to pierwsza urocza, mała, skalista plaża to wywarła na mnie ogromne wrażenie. Było tak wakacyjnie, jak z obrazka! Wdrapaliśmy się też na jeden klif i powiem, że była to głupia decyzja, bo schodząc o mało co zawału nie dostałam. Dla takich właśnie widoków przyjechaliśmy do Portugalii: żółte klify, błękitna woda, słońce i piasek.
Praia do Carvalho
Bardzo kameralna plaża, niedaleko Bengali, raczej odwiedzana przez miejscowych niż turystów, choć skoro można o niej poczytać w internecie to pewnie nie jest do końca taka nieturystyczna. Kiedyś należała do lokalnego przemytnika, który wydrążył wiele tuneli w skalach. Aby dostać się do niej trzeba przejść przez krótki tunel. Zdecydowanie nie polecam iść tam w sandałach, bo dużo kamieni, piachu.
To czym charakteryzuje się ta plaża to jedna wystająca skała w oceanie. Dość kameralne miejsce (nie ma żadnego sklepu), małe, urocze, idealne na plażowanie. Nam się spodobała tak bardzo, że byliśmy tam dwa razy.
Dojazd jest dość kręty, potem duuuużo schodów i jest się już na miejscu. Mój Luby jednak doszukał się, że można tam też podjechać samochodem od drugiej strony, ale potem ciężko wyjechać, bo droga baaardzo stroma i dziurawa - nam się udało ale było gorąco przez chwilę. Ogólnie podsumowując: warto - to numer jeden mojego Konkubenta!
Praia da Marinha
To jedna z TOP 10 plaż w Europie i gdybym zobaczyła ją jako pierwszą pewnie bym uznała, że jest piękna, ale dwie poprzednie były mniejsze, bardziej urokliwe i one zawładnęły moim sercem.
Marinha jest zdecydowanie większa, choć sama powierzchnia do plażowanie miejscami jest mniejsza, a klify wyższe. Do plaży prowadzą bardzo długie schody, ogólnie do większości uroczych, klifowych plaż trzeba trochę zejść. Jak masz w szafie trapery to niegłupim pomysłem jest ich zabranie, ja w adidasach dałam radę.
Dookoła tej plaży mnóstwo terenów do chodzenia i do podziwiania oceanu. My zaliczyliśmy tam bardzo długi spacer, zjaraliśmy sobie nosy, opaliliśmy nogi. W ogóle jeżeli lubicie piesze wycieczki to w Portugalii możecie dużo chodzić w ciekawych okolicznościach przyrody.
Carvoeiro
To miejscowość, do której należą dwie wcześniejsze plaże i jest ona po prostu przeurocza. Małe, białe domki na klifach, bardzo wąskie uliczki, na małej plaży w centrum miasta łodzie rybackie. Warto tu przyjechać i zobaczyć coś co nie jest nasiąknięte "nowoczesnością". Zjeść lody, wypić kawę, a potem pochodzić po wąskich uliczkach.
Przylądek św Wincentego
Czyli koniec Europy! Bardzo się nam tam podobało. Było zupełnie inaczej niż na południu. Klify były kamieniste, szare. Ocean granatowy, nieprzyjemny. Jakby dołożyć do tego silny wiatr i deszcz to byłoby niczym w Szkocji, ale taka pogoda to raczej wyjątek dla Portugalii. My mieliśmy lekki, ciepły wiatr. Jadąc do tego miejsca widać o wiele surowszy klimat tego regionu - bardzo niska roślinność, praktycznie brak zabudowań, czuć nieco grozy.
Niedaleko końca Europy jest Praia de Ponta Ruiva - odrobinę surowa, nieco kamienista. Spotkaliśmy tam kajakarzy i surferów - podziwiam ich, że się nie bali, bo niby ocean nie był wzburzony, ale jak czasem przyszła fala i widziałam jak buja kajakiem to o matko!
Lagos + Ponta da Piedade
Ponoć samo miasto jest godne odwiedzenia, ale my już byliśmy zmęczeni i na samo miasto nie mieliśmy siły, ale odwiedziliśmy Ponta da Piedade - przepiękne formacje skalane okalające malutką zatoczkę z mikro plażyczką, położone na uboczu miasta. Można je podziwiać z dwóch poziomów: z góry i z dołu, gdzie otaczają Cię wysokie skały i czujesz się taka malutka! Wg nas atrakcja zdecydowanie warta odwiedzenia.
Dookoła skałek można znowu pochodzić, nacieszyć się oceanem i słońcem, zrobić kilka tysięcy kroków
To część plaży, która prowadzi z Alvor prawie aż do Portimão - jest bardzo długa, można poczuć się trochę bardziej jak nad polskim morzem i zrobić kilometry spacerując po brzegu, a to co jest wyjątkowego to... skały, które tutaj można obchodzić idąc po plaży. Na większości plaż są one tak strome, wysokie i ogólnie ogromne, że nie można ich przejść i plaże są przez to pocięte na krótkie odcinki. A tu mimo że są na plaży tworząc piękny portugalski klimat to nie ograniczają one swobodnego przemieszczania się. Bardzo urokliwe miejsce i warte pospacerowania. Gdyby nasz wyjazd był o jeden dzień dłuższy to zdecydowanie pojechalibyśmy tam drugi raz i poszli na długi spacer.
Dookoła skałek można znowu pochodzić, nacieszyć się oceanem i słońcem, zrobić kilka tysięcy kroków
Praia dos Três Irmãos
To część plaży, która prowadzi z Alvor prawie aż do Portimão - jest bardzo długa, można poczuć się trochę bardziej jak nad polskim morzem i zrobić kilometry spacerując po brzegu, a to co jest wyjątkowego to... skały, które tutaj można obchodzić idąc po plaży. Na większości plaż są one tak strome, wysokie i ogólnie ogromne, że nie można ich przejść i plaże są przez to pocięte na krótkie odcinki. A tu mimo że są na plaży tworząc piękny portugalski klimat to nie ograniczają one swobodnego przemieszczania się. Bardzo urokliwe miejsce i warte pospacerowania. Gdyby nasz wyjazd był o jeden dzień dłuższy to zdecydowanie pojechalibyśmy tam drugi raz i poszli na długi spacer.
Portimão
To była nasza baza wypadowa. Samo miasto określiłabym mianem Kołobrzegu/Międzyzdrojów naszego wybrzeża. Ogromna oferta noclegowa, dużo sklepów przy głównej plażowej ulicy. W samym mieście znajduje się Praia de Rocha - szeroka plaża, stosunkowa długa. Z jednej strony ograniczona portem, z drugiej skałami. Na plaży kilka czynnych barów. Na całej długości plaży można przejść po drewnianej promenadzie, która prowadzi do portu. Niedaleko portu jest forteca św. Katarzyny, której chyba główną atrakcją jest armata.
Po drugiej stronie miasta jest część zdecydowanie bardziej rybacka z typową dla dawnej Portugalii zabudową: odpowiednio daje rybą, są bardzo wąskie uliczki, niskie zabudowania, dużo schodów i... koty.
Po drugiej stronie miasta jest część zdecydowanie bardziej rybacka z typową dla dawnej Portugalii zabudową: odpowiednio daje rybą, są bardzo wąskie uliczki, niskie zabudowania, dużo schodów i... koty.
Quarteira
To było nasze ostatnie miejsce, 30 minut od Faro. Chcieliśmy mieć blisko do lotniska stad jej wybór. Sama miejscowość jest również czymś na wzór Międzyzdrojów. Jest długa promenada, piaszczysta i płaska plaża, palmy, mały port. Na plaży jest miejskie wifi. Ot taka nadmorska miejscowość.
To co wyróżnia ten region to bardziej czerwone klify, które widać w oddali czy w niedalekiej miejscowości Albufeira. Ale wg nas daleko im do żółtych, które są zdecydowanie bardziej wakacyjne, urokliwe. Im bliżej Faro tym region jest bardziej płaski, mniej pocztówkowy i w naszej ocenie nie tak fajny jak wszystkie małe plaże, bo za bardzo podobny do tego co znamy znad Bałtyku. Oczywiście pomijając fakt palm.
Koszty
Bilety na samolot kupowaliśmy na dzień przed wylotem i za dwie osoby EasyJet + 7 dni auto z Europcar (transakcja łączna) zapłaciliśmy 219 Euro. Tu też da się o połowę taniej nawet planując wcześniej, ale u nas to był to dość spontaniczny wyjazd.
Przykładowe ceny:
- paliwo - ok. 1,4 Euro za litr
- mleko - 0,67 Euro za litr
- wino - 1,5 Euro i wyżej bez limitu jak to z winami bywa, ale do 2 spokojnie znajdzie się całkiem dobre wino, ale z tych wytrawnych, bo z tych słodkich jest porto, które jest bardzo mocne
- cola w restauracji - ok. 2-3 Euro
- frytki - ok. 2 Euro
- stek po portugalsku - od 7,5 Euro i ich nie polecam do 12-15 Euro, ale to już palce lizać
Jest dużo Jumbo (Auchanów), Lidlów i Aldi. Tam najbardziej opłaca się robić zakupy, bo te mniejsze sklepy potrafią mieć przebitkę razy dwa. Praktycznie wszędzie można płacić kartą. Warto jednak pamiętać, że płacąc zwykłą kartą bank narzuca swoją marżę za wymianę (ok. 3%), my mieliśmy kartę walutową, którą zasililiśmy przed wyjazdem.
Z ciekawostek to galerie handlowe na południu Portugalii są półotwarte, zazwyczaj na środku mają otwartą przestrzeń:
Jedzenie
O jedzeniu będzie krótko, bo Portugalia słynie z owoców morza, które są dla mnie nie do przejścia, Luby też nie przepada. Za to on czuł się jak w raju, bo bardzo popularne są steki, które mają korzystną cenę. Słynny stek po portugalsku to kawał mięsa z ciemnym sosem, z kawałkiem pieczonej szynki coś na wzór dojrzewającej i ziemniaki w talarkach lub druga wersja: z ryżem i frytkami:
Dla mnie to również nie do przejścia, więc na obiad zazwyczaj jadłam... frytki z tym sosem. Raz zamówiłam fish&chips i dostałam dwa ogromne paluszki rybne. Fuj. Na plażach są też budki z lodami, goframi, choć mam wrażenie, że naleśniki są bardziej popularne niż gofry.
Prowadzenia auta
Auto daje niesamowitą wolność na wakacjach, dzięki niemu sporo zobaczyliśmy. Korzystaliśmy z dróg lokalnych, bo chcieliśmy zobaczyć okolice + autostrada jest płatna. Na lokalnych drogach obowiązuje 90 km na godzinę, ale non stop są ograniczenia do 50 km, czasem tylko są dwa pasy, sporo ograniczeń wyprzedzania, wszak teren górzysty i kręty. Z plusów dróg lokalnych: nie było ani jednego tira! W ogóle w Portugalii mało dużych samochodów. Królują Fiaty 500 i Mini.
Na placach jednej ręki można policzyć kombi czy drogie, luksusowe auta. Jak są to zazwyczaj z Francji lub Włoch. Sami Portugalczycy jeżdżą w normie, nie denerwowało nas żadne zachowanie. Ani nie było chaosu, ani nie jeździli zbyt ospale. Na drogach lokalnych rzadko ale są fotoradary, zazwyczaj jest jedynie velocidade controlada, która oznaczała, że jak się jedzie powyżej ograniczenia to zapala się czerwone światło i tego jest sporo. Ogólnie jednak zdziwiło nas że jest mało świateł na południu, za to jest rondo poganiane rondem. Polecam też ściągnąć mapy Google offline, bo bardzo ułatwiają podróż.
Z samochodowych ciekawostek to naszą uwagę zwróciły daszki dla aut, aby nie nagrzewały się okrutnie:
Język
Portugalczycy pracujący w turystyce bez problemu mówią po angielsku. Bardzo dużo można wydedukować, bo wiele słów jest podobnych do języka angielskiego. Kupując rzeczy w supermarkecie etykieta produktu jest też dodatkowo zazwyczaj po angielsku, więc to nie problem.
Podsumowanie
Styczeń to bardzo nieturystyczny sezon, ale powiem szczerze, że w wielu atrakcjach np. jaskinia Bengali czy koniec Europy, parkingi były mocno zapełnione. Nie, że na maksa, ale nie można było przebierać w wolnych miejscach. Nawet nie chcę sobie wyobrażać ile ludzi jestem tam w sezonie!
Portugalia to świetna opcja na zimowe wakacje, aby poczuć promienie słoneczne. Nie będzie upalnie, a bardzo wiosennie. Jednego dnia odrobinę mżyło i pachniało bosko deszczem, aż zatęskniłam do wiosny! Lekko wygrzałam kości, nieco się opaliłam, nacieszyłam oczy pięknymi widokami - jestem bardzo zadowolona. No i ciągle jarałam się drzewkami pomarańczowymi na każdym kroku, chyba jeszcze bardziej niż palmami.
Ale cudnie tam😍 Ja w natłoku obowiązków nie myślę nawet o tym, co będę robiła za tydzień 😂 Ale marzą mi się takie wakacje..
OdpowiedzUsuńJa polecam!:) Warto realizować swoje małe marzenia:)
UsuńNiesamowite widoki, Portugalia wydaje się taka klimatyczna
OdpowiedzUsuńI tak jest!:)
UsuńTeż mi się marzył wyjazd do Portugalii zimą, niestety nie wypalił.
OdpowiedzUsuńWiesz, zima potrwa jeszcze kilka tygodni...;)
UsuńPiękne wakacje, godne pozazdroszczenia, choć po klifach nie chciałabym chodzić :D
OdpowiedzUsuńMi się podobało:D
UsuńPrzepiękne widoki! Ja byłam we Włoszech w listopadzie i uważam, że właśnie takie "zimowe", nieturystyczne miesiące są najlepsze na odwiedzenie tego typu państw. Sama tegorocznych wakacji nie mam jeszcze zaplanowanych, pewnie będzie to bardziej spontaniczne, za to niedawno kupiłam bilety do Paryża w marcu i już nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńUlala, Paryż! My gdzieś w głowie mamy Londyn, ale zobaczymy co z tego wyjdzie:D
UsuńPiękne zdjęcia <3 aż zachciało mi się wakacji! Widoki jak z katalogu biura podróży. Pięknie ;)
OdpowiedzUsuńCo do wakacji, to też lubimy sobie skoczyć na urlop poza sezonem. Ale zwykle jest to tygodniowy wypad gdzieś w okolice. Rok temu było to Monachium zimą - super było. W tym roku planowaliśmy wakacje w Andaluzji, ale raczej większość środków pochłonęła już inna inwestycja. Może będzie coś tańszego, mniejszego, ale urlop na pewno będzie ;)
Serio jadłaś tylko frytki? Ja bym się w sumie najadłam, bo owoce morze lubię :P Ale steka już bym nie jadła.
Dziękuję:) My zazwyczaj jeździmy gdzieś w okolice, czytaj nad morze;) ale to raczej na kilka dni, 2-3 noce, aby częściej się cieszyć przyjemnościami bez wybijania się z rytmu pracy.
UsuńGłównie jadłam frytki, raz makaron, raz pizze, ale potem wracałam do bezpiecznej opcji, która dawała mi największą przyjemność:D
Inwestycja, fajnie! Przed Wami dużo radości, potem nerwów i znowu same przyjemności z własnego lokum:D
fajnie, że miałaś okazję się zrelaksować :)
OdpowiedzUsuńOjej, jak pięknie <3 My w czwartek lecimy na Teneryfę :)
OdpowiedzUsuńUdanego wyjazdu!:)
Usuń