W gąszczu pojawiających się co i rusz nowości z horyzontu znikają kosmetyki, które lubiłam na przestrzeni lat. Czasem bywam też przytłoczona tempem pojawiania się nowych produktów, niesamowitymi obietnicami producentów i właśnie wtedy nachodzi mnie myśl o kosmetycznych powrotach.
Przejrzałam denka z
ostatnich lat i wyłuskałam kilka kosmetyków, które swego czasu bardzo lubiłam, miło wspominam i
poleciłabym swojej koleżance. Starałam się, aby to nie były kosmetyki,
które pojawiają się na bieżąco w denkach, a sięgnęłam wstecz nawet 2-3 lata i
sprawdziłam czym wtedy się zachwycałam. I postawiłam sobie jeszcze jedno
wyzwanie. Miały być to kosmetyki, których zużyłam
więcej niż dwa opakowania!
Mikrodermabrazja D’Alchemy
Peeling do twarzy, który niesamowicie wygładza
i oczyszcza pory. Mikrodermabrazja z
D’Alchemy to jeden z moich dwóch
ulubieńców w tej kategorii ever. Oparty jest na białej glince i ścierającym
pudrze ryżowym. Dodatkowo zawiera olej z nasion winogron oraz kilka olejków
eterycznych: sandałowy, goździkowy, lawendowy, rozmarynowy i cynamonowy. Dzięki
nim peeling do twarzy bosko pachnie, ale również ma działanie przeciwzapalne i
antyoksydacyjne. Od 2018 zużyłam dwa albo trzy opakowania, a kolejne czeka w
szufladzie z zapasami. Nie mogę się go doczekać aż je otworze!
Rozświetlający krem do twarzy Glow Resibo
Odkąd pracuję z domu praktycznie przestałam się malować, ale czasem są dni, kiedy chcę wyglądać lepiej i właśnie wtedy sięgałam po rozświetlający krem do twarzy Glow Resibo. To co jest kluczowe przy jego aplikacji to odczekanie 10-15 minut, aby nie spocił się na twarzy i dał przepiękne glow. Z bliskiej odległości widać niewielkie drobinki miki, ale jest to dalekie od brokatu. Mimo rozświetlającego efektu twarz nie błyszczy się, krem ma matowe, lekko zastygające wykończenie. W swoim składzie ma olej z pestek winogron i orzeszków kukui, a także aloes. Dla mnie daje wystarczające nawilżenie i ujednolicenie skóry. Na tyle, że traktuje ten krem jako zastępnik makijażu. Ostatnio trochę o nim zapomniałam, ale czas do niego wrócić! Tym bardziej, że trzecie opakowanie stoi napoczęte w łazience i szkoda, aby się przeterminowało.
Biała glinka Fitocosmetics
Nie jestem w stanie zliczyć ile zużyłam opakowań białej glinki Fitocosmetics! Ma dobrą cenę (najczęściej kupuję na Allegro, bo tam cena jest najniższa), duże opakowanie, choć nie ukrywam, że ma nieco błotnisty zapach, ale mi to nie przeszkadza.
Maseczka do twarzy z glinki to coś co odmieniło swego czasu moją problematyczną cerę. Wspaniale oczyszcza twarz, jednocześnie nie sprawia, że jest wysuszona na wiór. Do takiej maseczki do twarzy lubię dodać hydrolat, kilka kropli oleju. Raz chciałam być sprytna i rozrobiłam glinkę tylko z olejem. Wyszła paćka, której nie byłam w stanie rozprowadzić na skórze. Dobrym pomysłem jest również dodanie 1-2 kropli olejku eterycznego np. z drzewa herbacianego, która ma działanie przeciwzapalne i antybakteryjne. Odszukałam, że pierwszy wpis na blogu o tej glince napisałam w 2017 i już wtedy napisałam, że zużyłam 4 opakowania. Chyba się nie doliczę ile jej zużyłam!
Emolientowy Irys do włosów średnioporowatych Anwen
Jak ja tęsknie do tej
odżywki! Mam obecnie pootwieranych kilka innych, ich zużycie trochę trwa, bo
nie jestem ostatnio regularna jeśli chodzi o pielęgnację włosów. Dodatkowo, jak
użyję tego co mam napoczęte to nie jestem zadowolona z efektu i jeszcze bardziej
tęsknie za Irysem. Po tej odżywce moje włosy, które bardzo łatwo przeciążyć
wyglądają dobrze. Są dociążone, ale nie
obciążone. Niby tylko tyle, ale to aż tyle. Od 2019 roku zużyłam kilka opakowań
(3? 4?), a kolejne czeka aż tylko wykończę to co mam pod prysznicem!
Suchy szampon Batiste
Dobra, sama nie wierzę, że go tutaj umieściłam. O szamponie Batiste pisałam na samym początku prowadzenia bloga, czyli w 2013! Nie używałam go od lat, bo podrażniał mi skórę głowy. Było w tym trochę mojej winy, bo zbyt często traktowałam go jako zamiennik mycia włosów. Niemniej w sytuacjach wyjątkowych, czyli rzadziej niż co drugi dzień nie powinien wyrządzić mi krzywdy. Ostatnio moje dni są szalone i czasem zdarzy się tak, że muszę wyjść z brudnymi włosami. Nie przeszkadza mi to bardzo, choć sprawia, że nie czuję się komfortowo. Ma jednak jeden przykry aspekt: kiedy włosy są nieświeże to bardziej przewiewa mi głowę na wietrze.
Kredka do brwi Golden Rose Longstay Precise Browliner
To kredka, o której
zapomniałam, bo pisałam o niej w 2016! Niemniej kredkę do brwi Golden Rose
bardzo lubiłam za to, że ma wykręcany
sztyft. W ostatnim czasie przestawiłam się na kredki ostrzone, ale żaden
taki produkt nie da takiego efektu, jak cienki rysik! Można idealnie wyrysować
subtelne włoski na początku brwi albo rozetrzeć i zrobić cień. Kredka dostępna
jest w wielu kolorach. Jest coś dla chłodnych blondynek, ciepłych rudości i
neutralnych brązów. Obecnie kończę dwie naturalne kredki do brwi, ale jak je
zużyję do końca to kupię i tę!
Żel do usuwania skórek Sally Hansen
Mój mały, wielki
bohater. Żel do usuwania skórek Sally
Hansen jest najlepszy. Ilekroć zrobiłam jakiś skok w bok np. dla Semilaca
czy Eveline to zawsze i tak wracałam z podkulonym ogonem do tego z Sally
Hansen. Może i ma opakowanie, które jest brzydkie, ale jest praktyczne, ale to
działanie! Działa naprawdę w kilka sekund. Nie wysusza skórek, zmiękcza je i
pomaga odsunąć lub wyciąć. Ten cichy bohater towarzyszy mi od 2017 roku, używam
go ciągle i nie kupuję innego. Na blogu pokazuje go raz na dwa lata, bo jest
piekielnie wydajny i chciałam o nim wspomnieć!
Jestem bardzo ciekawa czy zdarzają Ci się kosmetyczne powroty i czy masz swoich stałych ulubieńców!
Artykuł sponsorowany
Uwielbiam tę odżywkę z Anwen, sprawdza się u mnie świetnie. Szampon Batiste zawsze musi być w mojej łazience, chociaż sięgam po niego bardzo rzadko. :)
OdpowiedzUsuńJa od lat go nie miałam, ale chyba czas do niego wrócić:)
UsuńMikrodermabrazja D'Alchemy i żel do skórek są na mojej liście :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz z nich tak zadowolona jak ja!
UsuńRegularnie wracam do eyelinera z Lovely, Pump Up Deep Black i wykręcanej kredki do brwi od Wibo, z pielęgnacją mam taki proble, że za bardzo lubię wypróbowywać nowości..
OdpowiedzUsuńJa przestałam malować rzęsy, ale Pump Up jest moim tuszem nr jeden!
UsuńZ Batiste miałam podobna przygodę. Wróciłam do niego po latach i na nowo się z nim polubiłam, tylko używam rozsądniej, czyli rzadziej 😉 mnie nie podrażniał, ale zauważyłam że przy zbyt częstym uzyciu włosy stały się matowe i szybciej się przetłuszczaly.
OdpowiedzUsuńNo ja swego czasu miałam ogromny problem z przetłuszczaniem się włosów:(
UsuńTeż mam produkty, do których lubię wracać :)
OdpowiedzUsuńEkstra! Do jakiego kosmetyku ostatnio wróciłaś?
UsuńChyba każdy ma produkty do których prędzej czy później wraca 😀
OdpowiedzUsuńPewnie tak:) do jakich Ty wracasz?
UsuńUwielbiam ten żel do skórek Sally Hansen :)
OdpowiedzUsuńSzampon Batiste - korzystam i uważam, że jest nie tylko świetny ale także sprawdza się w pielęgnacji włosów jeśli mamy problem z łupieżem.
OdpowiedzUsuńMój blog na suplementy dla sportowców
Nie miałam nic.
OdpowiedzUsuńDziękujemy 💚💚💚
OdpowiedzUsuńŻelu do usuwania skórek Sally Hansen i szamponu Batiste też zużyłam już kilka opakowań :) Do takich kosmetyków należy u mnie jeszcze peeling enzymatyczny Tołpa 3 enzymy, krem Sesdermy C-vit i maska do włosów Isany :) i pewnie znalazło by się po dłuższym zastanowieniu jeszcze kilka takich kosmetyków
OdpowiedzUsuń