Obiecałam, że w tym roku będę bardziej regularna jak chodzi o ulubieńców i oto jestem. W dzisiejszym wpisie będzie coś rozgrzewającego, coś na długie wieczory, coś pachnącego. Mam nadzieję, że tym wpisem pożegnam się z zimą i przywołam wiosnę, bo kto to widział, aby na początku marca był taki mróz.
Tyle tytułem wstępu, zapraszam na zimowych ulubieńców!
Wełniane rękawiczki z jednym palcem
Zacznę od czegoś, czego nie można kupić. Potrzebowałam rękawiczek, które mają chowane palce i w dodatku są wykonane z wełny. Czyli coś czego absolutnie nie do dostania w sklepie. Poprosiłam mamę, aby zrobiła mi takie na drutach i oto mam. Uwielbiam je! Wełna jaką kupiłam do ich wykonania to Drops Lima (link afiliacyjny do Allegro). Skład to 65% wełna, 35% alpaka w kolorze migdałowym. Super się pierze, nie kulkuje się, choć ma dłuższe włoski. Na czole mnie gryzie (mam też przepaskę), ale w dłonie jest ok. Uwielbiam i noszę odkąd zrobiło się zimo, czyli jakieś pół roku.
Świece do masażu D'Alchemy
O tych produktach pisałam na początku grudnia, ale tak mi się spodobały, że musiały się znaleźć w ulubieńcach, choć początki tego nie zapowiadały. Wiedziałam, że będę zachwycona zapachami świec do masażu D'Alchemy, bo uwielbiam jak pachną produkty marki, ale sądziłam, że wypalę je sobie w tradycyjnej formie. Tym bardziej, że wiele oleistych formuł na moim ciele nieprzyjemnie się utulenia (tu nic takiego nie ma miejsca), a po pierwszym użyciu byłam cała tłusta. Świecę zapaliłam jednak drugi raz i wtedy się zakochałam. Kluczem jest umiar i wystarczy naprawdę odrobina rozgrzanego oleju, aby pokryć skórę. Wtedy produkt cudownie się wchłania. Dodatkowo świece do masażu D'Alchemy zostawiają delikatny woal zapachu. Świec lubię zapalać tuż przed wejściem pod prysznic. Robią wtedy relaksującą atmosferę, a po prysznicu, jeszcze w wilgotną skórę nakładam ciepły olej, który przyjemnie rozgrzewa skórę. Na zdjęciu wersja słodycz Madagaskaru, bo lepiej pasowała mi do zdjęcia, ale aromaty Mauritiusa jest równie piękna - recenzja świec do masażu D'Alchemy.
Nowy czytnik Kindle - Paperwhite 5
Pewnego dnia myślałam, że mój Kindle, który ma już prawie 10 lat, umarł. Był rozładowany, naładowałam go, ale nadal nie chciał się włączyć. Zaczęłam poszukiwania nowego, ale kolejnego dnia sprawdziłam jak zrestartować urządzenie i okazało się, że czytnik jednak działa. No, ale się napaliłam, szczególnie, że brakowało mi podświetlenia. Wybrałam model Paperwhite 5 Kindle, bo ma większy wyświetlacz niż 11. Jeszcze przyzwyczajam się do dotykowego ekranu, czasem coś dotknę i mi coś zniknie albo pojawi, ale jestem bardzo zadowolona z wyboru. O niebo wygodniej mi się czyta i częściej sięgam po książkę zamiast scrollować Instagran. Skończyłam Chyłkę, zaczęłam serię o komisarzu Grossie Małeckiego i czekam na najnowszą książkę o Lipowie. Kindle Paperwhite 5 kupiłam na Allegro (link afiliacyjny).
Kawa z ekspresu Nespresso Lattissima One
Przez jakieś 10 lat swojego życia piłam kawę rozpuszczalną i zazwyczaj te z ekspresu w kawiarni mi nie smakowały. Były po prostu za mocne, zbyt intensywne i najczęściej bolała mnie głowa po ich wypiciu. W tym roku szalenie zasmakowała mi kawa z McDonald, niestety nie jest dostępna do domowego zakupu, ale zaczęłam myśleć o ekspresie kapsułkowym. Jednak kluczowe było dla mnie to, aby miał osobny pojemnik na mleko, bo ja piję tylko mleczne kawy. Wiem, że samo rozwiązanie na kapsułki nie jest najtańsze, ale jak doliczy się jeszcze mleko to wychodzi już cena x2. Na rynku nie ma zbyt wielu ekspresów na kapsułki z opcją spieniania mleka. Wybór padł na ekspres Nespresso Lattissima One. Po pierwsze jest przeuroczy i bardzo zgrabny. I choć po pierwszym użyciu byłam sceptyczna i chciałam wypić rozpuszczalną, tak po tygodniu nie wyobrażałam sobie wrócić do starego napoju. Obecnie mam dwie ulubione kawy: Lavazza Delicato 4 (jedna kapsułka kosztuje ok. 1,50 zł) i Nespresso Chiaro (2,50 zł) - ta jest już zdecydowanie słodka i jedwabista. Nie polecam natomiast waniliowej i karmelowej z Nespresso, bo smakują jak rozpuszczalne kapuczino z paczki.
Kawę Lavazza uwielbiam a ta świeca i czytnik są obiektem moich chciejstw :)
OdpowiedzUsuńŚwiece i czytnik polecam z całego serca!:)
UsuńFaktycznie ja też się już nie mogę doczekać wiosny, a ta pogoda póki co tylko dołuje ludzi 😀
OdpowiedzUsuńNoooo, ileż może być szaro i padać z nieba!
UsuńCiekawie czy te rękawiczki gryzłyby mnie.
OdpowiedzUsuńZ tym zawsze 50/50 - albo będą, albo nie:P
UsuńChciałabym też zacząć więcej czytać! Nie zlicze ile książek na mnie czeka - wersję papierowe 😑 Mam stary czytnik Nook i w ogóle go nie używam. Kawoszka ze mnie żadna, tzn. pije kawę, ale się tam nie znam na niej kompletnie 😁 No ale muszę przyznać, że ekspres prezentuje się bosko!
OdpowiedzUsuńJa też się nie znam, zalewam mlekiem i jeszcze słodzę! Ja książek papierowych nie kupuję - szkoda mi na nie miejsca, za często się przeprowadzam
UsuńJa mam dużo właśnie papierowych. Większość z drugiej ręki, ale rzeczywiście dużo miejsca zajmują. Staram się je wystawiać później na Vinted, ale wiadomo, że nie wszystko się tak szybko sprzedaje.
UsuńNo dokładnie! A jak dodam do tego, że dość często się przeprowadzam to zdecydowanie czytnik wygrywa
Usuń